"Ferdydurke" w reż. Magdaleny Miklasz w PWST w Krakowie. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.
Trudno, trzeba się pogodzić i spokojnie przyjąć, co nieuchronne: wizyty na aktorskich dyplomach w krakowskiej PWST przypominać będą wizyty w świątyniach serwujących przechodzone szmaty, na przykład - gacie z drugiego tyłka. Bo taka moda inscenizacyjna. Wchodzi człek rano do świątyni betów i zaczyna seans gmerania w kontenerze "Gacie". Jeśli ma szczęście - w okolicach obiadu wydłubie coś z kopca paranoicznie zapętlonych nogawek. Jak nie dla siebie, to przynajmniej dla kuzyna, bądź ciotki z Ełku. Ostatecznie można toto pociąć na szmaty. Trud się opłacił. W wyreżyserowanym przez Magdalenę Miklasz dyplomie "Ferdydurke" wg Witolda Gombrowicza zapętlenie wszelkiej maści betów może nie jest paranoiczne, ale mordercze - niewątpliwie. W tym kontenerze są bety jako takie - studenci paradują w odzieży z kontenerów: "Gacie", "Dresy", "Mohery", "Tenisówki", "Czapy", "Majtki", "Spodenki do kolan", "Skarpetki", "Koszuliny", "Kołnierze ze zwierząt futerko