Fakt, iż scena polska od lat nie potrafi przedstawić widowni angażującego widowiska politycznego jest zgoła nienormalny, jeśli wziąć pod uwagą jak wiele dzieje się w naszym życiu politycznym. Teatr - by użyć tu znanego z politycznej sceny porównania - przypomina pacjenta w stanie śmierci klinicznej. Pacjent jeszcze żyje, ale jego kontakt z otaczającą go rzeczywistością został całkowicie zerwany. Nie dochodzą doń żadne głosy, perswazje, nawoływania do ocknięcia. Teatr pozostaje głuchy na wyzwanie czasu. Dramaturgia jest niema. Aleksander Błok zapisał przed wielu laty w swych "Dziennikach": "Trzymać się z dala od polityki... niby dlaczego? Przecież to znaczy bać się polityki, kryć się przed nią, zasklepiać w estetyzmie i indywidualizmie". Tak w istocie jest z polskim teatrem. Nic dziwnego, że wystawienie na scenie wrocławskiego Teatru Polskiego głośnej powieści Anatolija Rybakowa pt. "Dzieci Arbatu", powieści uznanej w ZSRR za ksi�
Źródło:
Materiał nadesłany
"Gazeta Robotnicza" nr 119