Czekałem na podobne przeżycie. Znów czekałem na to, by teatr, o którym wszyscy wokoło, nie wyłączając mnie samego, wypisują przy każdej okazji, że to muzeum, strupieszała, martwa instytucja, która już powiedziała to, co miała powiedzieć, zrewelował mi się jako coś żywego, aktualnego, potrzebnego, ludzkiego, twórczego dziś tak samo jak zawsze. Po cichu nigdy zresztą nie wierzyłem, aby teatr mógł stać się niepotrzebny tylko dlatego, że technicznie przerósł go film (którego kryzys teraz z kolei sygnalizują z wszystkich stron; okazuje się, że zabiły go - pieniądze; Niemcy Zachodnie na przykład postanowiły teraz zmniejszyć kosztorys filmu o dwie trzecie). Znów czekałem na to, by któregoś dnia aktor, którego uważam za wartość najwyższą, ożywił przede mną teatr jako coś niezastąpionego, z własnym światłem, z własnym światem, jako coś, czego raison d'etre nie może ulec zachwianiu. I oto wczoraj doczekałem się. Oto wczoraj wieczo
Źródło:
Materiał nadesłany