Podczas tegorocznych Warszawskich Spotkań Teatralnych (18 kwietnia - 1 maja) czekałam właściwie na dwa spektakle muzyczne z Wrocławia. "Pieśni Leara" Teatru Pieśni Kozła i "Frankensteina" Teatru Capitol. Zobaczyłam dwa różne światy. Liturgiczny i musicalowy. Oba zachwycające - pisze Kamila Łapicka w Sieciach.
Na przedstawieniach, które widziałam, Warszawa przyjęła "Kozły" w Teatrze Na Woli standing ovation, natomiast Capitol średnio wypełnioną widownią na popołudniówce w Dramatycznym. Ten fakt nie odebrał aktorom rezonu i pokazali trzygodzinne show, pełne mrocznych, choć niezwykle zdystansowanych do siebie postaci. Każda miała pobieloną twarz, ciemne usta i oczy. Wojciech Kościelniak - reżyser i autor adaptacji debiutanckiej powieści 21-letniej Mary Shelley - utrzymał klimat grozy. Zresztą tytuły piosenek mówią same za siebie: "Tango kwas", "Mózgu, wróć!", "Kto się nie schowa, nie żyje". Moi faworyci to jednak "Czekanie" - wzruszający song samotnej matki Wiktora Frankensteina (fenomenalna Justyna Szafran) - i opowieść niewidomego skrzypka o kolegach poległych w wąwozie, "Paso Muerte". Śpiewający ją Adrian Kaca, absolwent wrocławskiej PWST od 2011 r., dorównuje dojrzałością i finezją wykonania weteranom - Mariuszowi Kiljanowi (Frankenstein) i Cezar