"Marilyn i papież. Listy między niebem a piekłem" w reż. Marty Ogrodzińskiej w Teatrze Polonia w Warszawie. Pisze Iga Nyc w tygodniku Wprost.
Ewa Kasprzyk to specjalistka od kiczowatych monodramów. W "Patty Diphusa", scenicznej adaptacji felietonów Pedra Almodóvara, brawurowo zagrała gwiazdkę porno o wyglądzie drag queen. Podczas godzinnego psychologicznego striptizu Kasprzyk wspięła się na aktorskie wyżyny. Zachęcona sukcesem spotkała się z tą samą reżyserką, Martą Ogrodzińską, i zrobiła następny godzinny monodram. Tym razem z gorszym skutkiem. Bohaterką spektaklu jest kolejna ikona popkultury Marilyn Monroe. W tle towarzyszy jej inna, religijna ikona, czyli papież Jan XXIII. Wtłoczona w rolę słodkiej idiotki i przygłupiej gwiazdeczki Marilyn wycina z gazety zdjęcie przywódcy Kościoła i spowiada mu się ze swoich licznych depresji i nieudanych związków. I szuka w nim kompana. Jednak pomysł zderzenia doświadczeń aktoreczki i papieża wypada blado. Przytoczenie znanych wszystkim faktów biograficznych z życia popidolki, okraszonych kilkoma celnymi uwagami, to za mało. Kasprzyk dusi się