Kiedy około pół do dziesiątej wieczorem przedstawienie we Współczesnym dobiegało końca, pomyślałem: jaka szkoda; za chwilę trzeba będzie wyjść z teatru i wrócić do codzienności, całkiem innej niż ta, która na początku wieku panowała w miasteczku Grover's Corners. Wilder usytuował je w stanie Massachusetts i uczynił zeń świat w miniturze, zamykając w trzech aktach sztuki kompletny porządek zwykłej, naturalnej egzystencji; takiej, której niespieszny, spokojny rytm wyznaczają wciąż te same, powtarzające się od pokoleń zdarzenia. Nie taję, że "Nasze miasto" jest moim ulubionym utworem w całym repertuarze teatralnym: literatura, w której chciałoby się zamieszkać. Mam takie wrażenie od czasu, gdy lata temu obejrzałem sztukę Wildera w Teatrze Telewizji; reżyserował chyba Axer, może była to telewizyjna wersja przedstawienia, które w 1957 roku zrobił we Współczesnym; w każdym razie pamiętam, że Emilkę Webb grała Marta Lipiń
Źródło:
Materiał nadesłany
"Teatr" nr 7/8