"Ondynę" w Teatrze Wielkim w Poznaniu, w reż. Uwe Drechsela, ocenia Jolanta Brózda.
Przyzwoicie opakowany muzealny eksponat w konsekwentnej stylistyce landszaftu. Taka jest poznańska "Ondyna", którą mimo zastrzeżeń obejrzeć warto. Dlaczego? Choćby dlatego, by poznać mało znany rozdział z dziejów opery. Spektakl w Teatrze Wielkim był polską prapremierą "Ondyny" Ernsta Theodora Amadeusa Hoffmanna (premiera w 1816 r.) - patrona rozpoczętego tego wieczoru IV Festiwalu Hoffmannowskiego. Muzykologowie uważają tę operę za "brakujące ogniwo" między "Czarodziejskim fletem" Mozarta a "Wolnym strzelcem" Carla Marii von Webera, za jedną z oper, która po oświeceniowych rządach rozumu dopuściła do głosu świat romantycznej fantastyki. Ondyna jest wodnym duchem. Zyska ludzką duszę, jeśli pokocha z wzajemnością człowieka. Tak się staje - łączy ją miłość do rycerza Hulbranda. Rodzaj ludzki okazuje się jednak podły. Ondyna zdradza swej przyjaciółce Bertaldzie - książęcej wychowanicy, że jej rodzicami są ubodzy rybacy. Bertalda si�