"Opera za trzy grosze" brawurowo obnaża najgorsze cechy ludzkiego charakteru - pisze Aleksandra Suława w Dzienniku Polskim.
Mackie Majcher, herszt ulicznej bandy, w tajemnicy poślubia córkę oszusta, Jeremiasza Peachuma. Małżeństwo nie przypada Peachumowi do gustu wiec teść donosi na zięcia policji. Tak rozpoczyna się kryminalna intryga, na całym świecie znana jako "Opera za trzy grosze" Bertolta Brechta. Teatr Variété życie Londyńskiego marginesu przenosi do cyrku - może nie dosłownie, ale postaci mają tu zbliżone do cyrkowych kostiumy, a w choreografiach nie brakuje akrobatyki. Pomysł nieco karkołomny (bo czy ten smaczek naprawdę jest potrzebny w już na starcie bogatej kompozycji), jednak udaje się go obronić. Wszak życie, w sytuacji gdy "świat jest podły, ludzie źli, a stwórca w niebie chyba śpi" wymaga iście cyrkowej ekwilibrystyki. Wyprowadzenie opowieści poza Londyn sprawia też, że zaczynamy doszukiwać się dobrze znanej historii nowych sensów i znajdujemy je bez trudu, choćby w finałowej przemowie Majchra. Jedyne co niedomaga w tej żywiołowej, nasyconej