Protesty dawnych "chłopców malowanych" przeciw szarganiu legendy Armii Krajowej odzywały się zawsze, gdy tekst dramatu Tadeusza Różewicza "Do piachu..." próbowano przywrócić scenie. Nie polemizuje z nimi inscenizacja Teatru Provisorium/Kompanii Teatr. W świecie po katastrofie nie ma nikogo, kto zdolny byłby prowadzić ideowe spory. Żołnierzom w spektaklu daleko do partyzanckiego etosu. Strzały, które rozlegają się w lesie i budzą wśród nich lęk, to zawsze efekt nieudolnego czyszczenia broni, która od "nadmiaru" ducha walki zarasta mchem. O martwych wrogach tylko się mówi, a jedynym trupem będzie Waluś. "Swój", który ze starszymi stopniem poszedł "na bandziorkę" i na którego zrzucona zostaje wina za gwałt i rabunek. Pragnienie jakiegokolwiek ładu zaspokaja w nich marszruta. Pilnują, aby kroki były miarowe i głośne. Trudno ich nawet nazwać antybohaterami. Ich istnienie przeżera nieudolność. Przeplatanie scen-obrazów prostackiego życia oboz
Źródło:
Materiał nadesłany
"Dziennik Łódzki" nr 173