Genialność Rewizora polega według mnie na tym, że właściwie po stu latach dzieje się sztuka poza historią [...] Akcja sztuki odbywa się nie tylko w Rosji sto lat temu, ale w potwornym państwie, któremu na imię głupota.
Julian Tuwim, 1929
O zaprezentowanym na Spotkaniach Warszawskich, w dwa miesiące po premierze, Rewizorze Jerzego Jarockiego krążyły opinie sprzeczne. Właśnie - sprzeczne, a nie, jak to zwykle bywa, różnorodne. Wyrażano je bowiem przy pomocy przymiotników emocjonalnych i krańcowych: "świetny" bądź "okropny". Byłoby najsprawiedliwiej powiedzieć, że prawda tkwi pośrodku. Najsprawiedliwiej, ale nie całkiem słusznie. Tego spektaklu - pękniętego, nieharmonijnego, wydumanego (zarówno w złym, jak i dobrym sensie), mającego miejsca nad wyraz irytujące i inne o zastanawiającej trafności - nie da się bowiem ocenić przy pomocy wyważonych określeń. Nie wiadomo nawet dobrze, jak go nazwać. Jedno jest pewne, nie jest sukcesem, ale nie jest też przedstawieniem przeciętnym, takim sobie, po prostu słabym. Już raczej próbą, która się nie powiodła, z wielkiej ilości powodów. Mógł stać się wydarzeniem sezonu, jednym z nielicznych spektakli, których datę powstania dałoby s