"Elektra" w reż. Willy Deckera w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej w Warszawie. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w Naszym Dzienniku.
Nie ma tu żadnych fajerwerków, nie ma "atrakcji" multimedialnych z koniecznym ekranem, gdzie od migających obrazów można dostać oczopląsu, nie ma wideoartu, nie ma mieszania stylów. Nie ma zatem tego wszystkiego, co dziś stało się niemal obowiązujące w teatrze i co plasuje go gdzieś w okolicy popkultury (dawniej estrady). Są natomiast czystość stylistyczna, przejrzystość i komunikatywność przesłania, znakomite role, ale nade wszystko - wspaniała, wielka muzyka i doskonałe głosy. Jest dramat w czystej postaci. Taka jest operowa "Elektra" Richarda Straussa w inscenizacji Willy'ego Deckera. Nie obędzie się jednak bez uwag, bo kilka scen, tych najbardziej krwawych - groteskowe podrygi zadźganego Egista i widok Elektry biegającej z siekierą, rozbawiło mnie, zamiast przejąć grozą. Podobnie jak groteskowo ubrana Klitemnestra Ewy Podleś przypominająca dawne, dziewiętnastowieczne diwy operowe. Ale gdy tylko spod tego dziwacznego koturnowego kostiumu śpie