Węgorzewska bez patosu i wzniosłych haseł, za to z dystansem, ironią i humorem konsekwentnie wyśmiewa kolejne wady oper - o spektaklu "Diva for Rent" w reż. Jerzego Bończaka w Teatrze Polonia w Warszawie pisze Agnieszka Serlikowska z Nowej Siły Krytycznej.
"Czy wyłączyli Państwo telefony komórkowe?" - pyta ubrana w widowiskową czerwoną suknię Alicja Węgorzewska. "To proszę je włączyć. Za chwilę będziecie mieli Państwo unikalną okazję do nagrania nowej melodyjki do swojej galerii dźwięków". Tak nietypowo rozpoczyna się spektakl "Diva for Rent", określany jako monodram operowy. Nazwa, trzeba przyznać, dość onieśmielająca. Po pierwsze sugeruje obecność wyłącznie jednej aktorki na scenie. W dodatku wzbudza obawę, że wieczór okaże się wielką niekończącą się arią, co na szczęście nie następuje. "Diva for Rent" nie onieśmiela. Wręcz przeciwnie, za poważną nazwą kryje się raczej żartobliwy one woman show o operze (przekornie przetłumaczony w spektaklu jako "Jedna kobieto pokaż"). Artystka w towarzystwie skrzypka, akompaniatora i tancerza prowadzi zabawny dialog z publicznością, omawiając najpowszechniejsze "grzechy" opery i stereotypowe zarzuty widzów wobec tego gatunku, a za przykład s