Na scenie nie ma typowego dla młodopolskich dramatów wnętrza. Prawie nie ma rekwizytów. Jest tylko biel - udrapowana z płótna przestrzeń (czasami delikatnie zabarwiona światłem z reflektorów). Białe meble, białe kwiaty - jakby wielokrotnie odmieniana w tekście tęsknota, czyli "śnieg duszy". Podobał mi się ten spektakl. Podobała mi się pomysłowa a równocześnie uzasadniona koncepcja reżysera (MAREK WILEWSKI), który wspólnie ze scenografem (MAREK GRABOWSKI) i z autorem muzyki (ALEKSANDER MALISZEWSKI) zrobił wszystko, aby zainteresować współczesnego widza losami czworga neoromantycznych bohaterów najczęściej grywanej, ale nadgryzionej przez ząb czasu sztuki Stanisława Przybyszewskiego. Na scenie Teatru Kameralnego otrzymaliśmy więc spektakl odrzucający to co w "Śniegu" anachroniczne i niepotrzebne, pełen nastroju i równocześnie w swej poetyce współczesny. Postać najbliższą demonizmowi Przybyszewskiego stworzyła OLGA SITARSKA. Była Ewą
Tytuł oryginalny
"Śnieg" w Kameralnym
Źródło:
Materiał nadesłany
Dziennik Wieczorny nr 27