Spektakl Passiniego to nie biografia Morrisona. To pejzaż jego umierania, w którym postaci realne mieszają się z figurami wykreowanymi - pisze Maciej Nowak w Przekroju.
- Ale masz na scenie spodnie na zmianę? - w tę mroźną wiosnę zatroszczyłem się o zdrowie Sambora Dudzińskiego, który spektakl "Morrison/Śmiercisyn" w reż. Pawła Passiniego w Teatrze Lalki i Aktora w Opolu rozpoczyna niczym martwy Marat w wannie pełnej wody. - Niby mam, ale nie umiałbym ich założyć. Mokre ciuchy dają mi siłę do końca przedstawienia, szczególnie w scenie finałowej, kiedy po śmierci Morrison przeistacza się w węża. Wilgotne spodnie zamieniają się w gadzią łuskę, opalizująca i śliską. Dudziński w rolę Morrisona włożył cały swój talent muzyczny i wokalny, dawne, wyniesione jeszcze ze szkoły we Wrocławiu, umiejętności lalkarskie oraz szaleństwo człowieka wychowanego w rodzinie artystycznej. I jeszcze tę wyjątkową wrażliwość i kruchość, charakteryzującą tylko najwybitniejszych. Jeszcze zanim rozświetli się scena i zobaczymy martwego Morrisona w łazience paryskiego hotelu, Sambor Dudziński czaruje widzów czekając