Skazani na siebie, targani podobnymi namiętnościami destrukcji i czarnego humoru - o spektaklu "Szczęśliwe dni/Końcówka" w Teatrze Polskim w Warszawie pisze Paulina Danecka z Nowej Siły Krytycznej.
Jeżeli Beckett to Libera, to pytanie o śmierć, o język, o zanikanie. Jak przez trzy godziny opowiadać o końcu, by widz nie czekał na koniec, by w końcu wyszedł i wcale nie skończył: myślenia, patrzenia, mówienia? To wszystko metafora. O nie! - to wszystko takie dosłowne - dla każdego inaczej. Pisać z wielką ostrożnością, żeby uniknąć sakramentalnych uogólnień, gdy nadal do powiedzenia jest więcej niż to. Antoni Libera pokazał śmierć w dwóch kolorach: na złoto i na szaro. Próbę zachowania optymizmu pomimo wszystko (bo to przecież szczęśliwy dzień, to będzie szczęśliwy dzień, bo coś jej mówi, a skoro jeszcze mówi, to szczęśliwym musi być dzień który ją budzi, jeszcze) w pozornym dialogu "Szczęśliwych dni". Odciąganą w czasie próbę odejścia i życia - w "Końcówce". "Szczęśliwe dni" widziałam już w innej obsadzie, innych barwach i pomrukach - w Teatrze Dramatycznym. W Teatrze Polskim połyskują brokatem lat minionych, rozm�