Nie ma tu śmierci "dawnego" teatru na rzecz narodzin "nowego". Reżyser nie zabiera głosu w sporze młodych ze starymi. Nie dzieli niczego na hermetyczne kategorie. Pokazuje coś wprost przeciwnego - o "Król umiera, czyli ceremonie" w reż. Piotra Cieplaka w Starym Teatrze w Krakowie pisze Jakub Papuczys z Nowej Siły Krytycznej.
Miłość może przezwyciężyć nawet śmierć. W życiu ważne są drobne przyjemności. To szczegóły budują obraz życia i decydują o jego kształcie. Wszystko przemija. Prawdy to banalne i oklepane. Piotr Cieplak umie je natomiast powiedzieć tak, żeby były interesujące, wieloznaczne i ożywcze. Spektakl zaczyna się zanim jeszcze widzowie zajmą miejsca w fotelach. Scena zamknięta jest wysoką, odrapaną ścianą z prostokątnym rzędem okien przy suficie, z których sączy się białe światło. Na samym jej środku biała podłoga, za nią trzy baletowe barierki służące do tanecznych prób. Po prawej stronie kręte schodki prowadzące na podwyższenie. Po lewej stare solidne biurko. Scenografia początkowo trochę widza dezorientuje. Nie wiemy za bardzo, gdzie się znaleźliśmy. W głowie pojawiają się skojarzenia z salą prób, opuszczonym magazynem wykorzystywanym obecnie przez jakąś teatralno-artystyczną grupę. Próba właśnie trwa, bo tancerze znajd