Antoni Czechow popełnił niegdyś opowieść o wylęknionym, zachowawczym koniunkturaliście urzędniku Czerwiakowie, którego imperatywem kategorycznym była obawa przed utratą pozycji. Wyobraźmy sobie, że ów urzędnik z Czechowa jest dyrektorem publicznego Teatru w średniej wielkości mieście - w Zabrzu na przykład - pisze Michał Centkowski z Nowej Siły Krytycznej.
A teraz wyobraźmy sobie następującą sytuację. Oto pod wpływem jakiejś zaskakującej przemiany, bądź w jakimś niepojętym, acz ożywczym amoku, ów zachowawczy funkcjonariusz publiczny, zaprasza w progi dotychczas nieco zapomnianego, na teatralnej mapie kraju raczej nie istniejącego (zapomnijmy na chwilę, że istnieją w tym kraju sceny i nazwiska formatu europejskiego) przybytku, młodą reżyserkę i odważnego dramaturga. Ci, czując wielki potencjał modernizacyjny i jeszcze większą potrzebę twórczego "oddechu" we owym średnim mieście powiatowym, za publiczne pieniądze realizują swój spektakl, bądź jak chcą niektórzy, mówiąc nieelegancko, produkt. Ów produkt, sceptyczny dotychczas wobec wszelkich znamion refleksji krytycznej dyrektor akceptuje i wystawia. Akceptuje, w obliczu wielkiej społecznej debaty o kształcie życia teatralnego, o strukturze finansowania instytucji kultury etc. Jak to zwykle bywa, opinie są podzielone, o gustach się nie dyskut