"Anioły w Ameryce" w reż. Andrása Almási-Tótha w Operze Wrocławskiej. Pisze Jacek Marczyński w Ruchu Muzycznym.
W "Aniołach w Ameryce" Petera Eötvösa - które w Operze Wrocławskiej zainscenizował rodak kompozytora, Andras Almasi-Tóth - to, co ma nadejść nieuchronnie, a czego bohaterowie bardzo się boją, okazuje się atrakcyjne i pociągające. W wypowiedziach przed premierą "Aniołów w Ameryce" węgierski reżyser przywoływał przebojowy swego czasu musical Jonathana Larsona Rent. Analogia to jak najbardziej zasadna: oba utwory pokazują nowojorczyków z ostatnich dekad XX wieku, czasu swobody seksualnej, ale również strachu przed AIDS i totalnego kryzysu wartości. Co więcej, twórcy obu dzieł balansują na granicy między operą a musicalem. "Rent" to uwspółcześniona wersja "Cyganerii" Pucciniego, z kolei Peter Eötvös nie ukrywa swej fascynacji broadwayowskimi widowiskami. Rewia na schodach Wrocławskim "Aniołom w Ameryce" znacznie bliżej jednak nie do "Rent" lecz do słynnego filmu "All That Jazz" ("Cały ten zgiełk") z 1979 roku. Jego twórca - reż