Od pewnego czasu - kilku, może nawet parunastu lat - aktorska perspektywa znika z wypowiedzi o teatrze. Za jedynego, niepodzielnego autora przedstawienia uważa się reżysera - dokładnie tak, jak z górą sto lat temu chciał Craig. Tropi się kolejne generacje twórców (czyli reżyserów) teatru, "młodszych zdolniejszych" czy "nowych niezadowolonych", opisuje ich światopogląd i estetykę, nie zauważając, że ta estetyka prezentowana jest głównie przez rodzaj aktorskiej ekspresji i bez twórczego udziału aktorów nie mogłaby się objawić - pisze Beata Guczalska w Dialogu.
Sztuka aktorska nie była nigdy ulubienicą poważnej nauki: odkąd teatrologia stała się dziedziną uniwersytecką, aktor, będący wcześniej zamienną figurą samego teatru, został sprowadzony do roli podrzędnej, niemal marginesowej. W podręcznikach wiedzy o teatrze informacje o aktorstwie zajmują kilka, czasem kilkanaście stron. W popularnym "Wprowadzeniu do nauki o teatrze" Christophera Balme rozdział Aktor (a właściwie podrozdział, umieszczony w większym rozdziale Teatr jako system komunikacji) liczy stron osiemnaście. Od lat w tej dziedzinie wszystko sprowadza się do triady Stanisławski - Brecht - Grotowski. Dopiero niedawno dołączyli do kanonu Michaił Czechow i koncepcje antropologiczne. Gdy czterdzieści, pięćdziesiąt lat temu badacze skupiali się na formułowaniu różnych teorii teatru, na typologii widowisk, rodzajach aktów komunikacji i semiotycznym opisie przedstawienia, lukę wypełniali krytycy i zafascynowani teatrem pisarze. Eichlerówna, Holou