Nowe dramaty z Europy nie dają odpowiedzi na pytanie, kto odpowiada za kryzys: politycy, którzy puścili rynek na żywioł, bankowcy ryzykujący cudzymi pieniędzmi czy może ludzka natura, w którą wpisana jest żądza posiadania. Pokazują tylko konsekwencje życia na kredyt, także życia emocjonalnego. To wystarczy, aby poruszyć sumieniami - po biennale dramaturgii "Nowe sztuki z Europy" w Wiesbaden pisze Roman Pawłowski w Gazecie Wyborczej.
Europa leczy rany po kryzysie. Chociaż wykresy na ekonomicznych stronach gazet zmieniły kierunek i pną się powoli w górę, to jednak jego konsekwencje wciąż dają się odczuć w codziennym życiu. Handlowe ulice w Wiesbaden, stolicy Hesji, są pełne ludzi, ale już w bocznych ulicach straszą zaklejone gazetami witryny zlikwidowanych butików - widok dotychczas niewyobrażalny w tym bogatym kurorcie. Zamknięto także jedno z dużych centrów handlowych w śródmieściu. O ironio, teatr miejski wynajął jego część na próby do "Makbeta" - kultura ratuje chorą gospodarkę. Teatr nie pozostał obojętny na to, co dzieje się na rynku. W pierwszej kolejności reżyserzy sięgnęli po literaturę z okresu poprzedniego wielkiego kryzysu. Jednym z wydarzeń tegorocznych Berlińskich Spotkań Teatralnych był świetny, epicki spektakl Luka Percevala z Monachium według powieści Hansa Fallady "I cóż dalej, szary człowieku" z 1932 roku, o berlińskim handlowcu, który z dnia na