Przyznam się od razu, że pierwszej sztuki Tomasza Łubieńskiego nie rozumiałem ani gdy wystawił ją Kalambur (1969), ani w Krakowie, gdy za dyrekcji Zygmunta Hübnera prezentował "Śmierć Komandora" Stary Teatr. I chyba do dziś nie rozumiem tego dzieła do końca, w czym oczywiście moja, nie autora i realizatorów wina. Bawiąc jednak ostatnio we Wrocławiu postanowiłem skonfrontować własne wrażenia z tym, co proponuje tu Teatr Polski. Trochę ucieszyłem się, że reżyser przedstawienia Eugeniusz Korin też chyba nie zaakceptował bez zastrzeżeń tekstu autora, gdyż na afiszu teatralnym przy jego nazwisku widnieje nie tylko inscenizacja i reżyseria, ale także "współpraca dramaturgiczna". W miarę jednak rozwijania się dwuczęściowego przedstawienia zacząłem się zastanawiać, czy rzeczywiście ta współpraca dramaturgiczna - polegająca może głównie na dopisaniu niemej roli reżysera, kręcącego dokrętki do kroniki filmowej w małym włoskim miastecz
Źródło:
Materiał nadesłany
"Tygodnik Tak i Nie" nr 42