Warszawskie teatry coraz częściej decydują się na przedstawianie fars. Po "Pani Prezesowej" Hennequina i Vebera w "Syrenie", tym razem Teatr Dramatyczny postanowił zaprezentować "Motel" współczesnego dramaturga irlandzkiego Hugha Leonarda. Jeżeli nie mogłabym powiedzieć, że "Motel" jest o niczym, to powiedziałabym,, że jest o zdradzie i nowobogactwie. Co to znaczy dobra farsa? Przede wszystkim śmieszna i trafnie skomponowana w sensie struktury. Mechanizm nieporozumień będący siłą napędową każdej farsy powinien być na tyle zaskakujący, żeby widzowie nie domyślili się zakończenia już w pierwszym akcie. "Motel" doskonale spełnia pierwszy warunek - śmieszy. Jest tak głupi, że aż śmieszny, bo nie należy mylić farsy z komedią. To całkiem inne gatunki. Farsa wcale nie musi być mądra. Ona nawet może być głupia, byle tylko była śmieszna. Natomiast brakuje sztuce zawiłej intrygi trzymającej w napięciu i prowadzącej do niespodziewane
Źródło:
Materiał nadesłany
Dziennik Ludowy nr 59