Być w stolicy i nie pójść na przedstawienie Teatru Współczesnego - wprost nie wypada. Czytam w recenzjach, że warszawiay ponoć o niczym innym nie marzą, tylko o tym, by dostać się na sztukę Alana Ayckbourna "Jak się kochają". Miesięcznik "Teatr" w majowym numerze tak przedstawił rozmiary "szaleństwa" mieszkańców stolicy (i nie tylko): "stanie całonocne, komitety kolejkowe, sprawdzanie list społecznych. Ostatnie notowanie wolnorynkowej ceny biletu: 700-800. Ludzie z tzw. dojściem walczą o wejściówki i stoją potem prawie dwie godziny pod ścianami". Postanowiłam to sprawdzić i przekonałam się, że warszawiacy jak zwykle odrobinę przesadzają: wejściówkę otrzymałam tego samego dnia bez większych oporów i poszukałam sobie miejsce w jednym z bliższych rzędów wraz z całą gromadą osób, którym również udało się zdobyć wejściówki. Tego dnia transmitowano wprawdzie w telewizji mecz, więc może sytuacja była wyjątko
Tytuł oryginalny
Śmiechu warte
Źródło:
Materiał nadesłany
Fakty - Bydgoszcz nr 31