"Królestwo Wszechwanny" w reż. Pawła Paszty w Teatrze Żydowskim w Warszawie. Pisze Bronisław Tumiłowicz w Przeglądzie.
Czy można się dziwić, że śmierć kojarzy się z wanną i sedesem? Czy miłość i seks to dwa oblicza tego samego życia? Pytania te nurtowały twórców przedstawienia "Królestwo Wszechwanny" w Teatrze Żydowskim według poezji i dramatów Hanocha Levina. Z początku rzecz wygląda jak kameralny teatr absurdu, ku któremu zmierzał izraelski autor. Później oglądamy kabaretowe skecze tryskające czarnym humorem, ale gdy odsłania się kurtyna, widzimy otchłań beznadziei i błąkające się w kosmosie dusze. Z kabaretu wchodzimy w subtelny spektakl poetycki. Reżyserowi Pawłowi Paszcie udało się połączyć te trzy odległe gatunki w jedną całość, może niezbyt spójną, ale przejmującą i wyrazistą. Potrafił też uwrażliwić i utanecznić tuzin aktorów. Zetknięcie z twórczością Levina okazało się nadzwyczaj owocne intelektualnie, a wszechwładny humor załagodził różne kanty i niestosowności. Może widowisko jest trochę "moczowo-płciowe", i dlatego re