Nie zawsze to, co ze stolicy musi być dobre. Kilka warszawskich spektakli, które Agencja Artystyczna "Kontakt" zdołała już zaprezentować na trójmiejskich scenach w ramach cyklu "Sezon teatralny z "Kontaktem" znakomicie to potwierdziło. Obok przedstawień bardzo dobrych oglądaliśmy bowiem również - po prostu zaledwie przyzwoite.
Z "Antygoną w Nowym Jorku" jest inaczej. Tu działa nie tylko magia nazwisk znanych warszawskich aktorów - Piotra Fronczewskiego, Janusza Michałowskiego, Marii Ciunelis i Henryka Talara. Od chwili prapremiery, która w Teatrze "Ateneum" odbyła się przed rokiem, sztuka Janusza Głowackiego stała się głośna. Bo też jest to jeden z lepszych współczesnych polskich dramatów, jednego z najpopularniejszych w tej chwili naszych autorów. Bohaterowie sztuki, której akcja toczy się na obrzeżach nędzy w Nowym Jorku, reprezentują najniższą kategorię ludzi. Są ubodzy i bezdomni. "Bezdomny jest takim samym człowiekiem jak inni, ale nie ma gdzie mieszkać" - objaśnia publiczności Policjant (Talar). Pojawia się, nie dostrzegany przez bohaterów, okupujących "swoją" ławkę, by komentować, dopowiadać, wyjaśniać niczym chór w antycznej tragedii. W finale z sarkazmem uświadamia nam, widzom, że prawdopodobieństwo utraty przez nas dachu nad głową jest wprawdzie niewi