Pokład Barańczaka jako pierwszy odkrył w 1991 r. Maciej Wojtyszko. Jego warszawska inscenizacja "Snu nocy letniej" wywołała entuzjazm. Scena teatralna po raz pierwszy rozbrzmiała wówczas dowcipnym językiem bliskim naszym upodobaniom. Grube żarty językowe rozweseliły widownię szczególnie w odsłonach z udziałem ateńskich rzemieślników, bo według Barańczaka rubaszny jak my bywa dowcip Szekspira. Rudolf Zioło na dużej scenie Teatru Polskiego chciał wrażenie rubaszności osłabić, dołączył do przekładu Barańczaka poetyckie partie "Snu" w tłumaczeniu Gałczyńskiego i upozował aktorów na wyrafinowanych konsumentów kultury: elżbietańskiej, plebejskiej i ponadczasowej, bo magicznej. Jego bohaterowie przebierają w kostiumach i estetykach bardzo swobodnie i zawsze jest to pastisz kultury od estetyki hippisów po świat dworski. Naprawdę zabawna okazała się właśnie rubaszna czereda ateńskich niedojdów - ich teatr w teatrze. S
Tytuł oryginalny
Śmiech i sen
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Dolnośląska nr 204