Niech będę i ja raz figlarny. Niech w jednej recenzji, jak w jednym domu, staną obok siebie Bałucki i Gorki. Pierwszy z "Grubymi rybami" na małej scenie Narodowego, drugi z "Letnikami" w Dramatycznym. Choć to jawna herezja tak obu łączyć, czy nawet stawiać obok siebie. Mają z sobą tyle wspólnego, co ów przysłowiowy Rzym i Krym. Pierwszy - jeśli już wychwytywać jakieś różnice - chłostał mieszczaństwo takim sobie, jak to Boy powiadał, biczykiem dla dzieci, a drugi - bił co najmniej orczykiem, żeby już pozostać przy takich gospodarskich porównaniach. O drugim mówiono z szacunkiem już za życia, Czechow widział w Gorkim swego następcę, o pierwszym zaś powiadano pogardliwie: "Bałucki co pisał stućki". E, a tymi "stućkami" to się najmniej sprawdziło. Oby nam dobre muzy zechciały tylko zsyłać takie "stućki", jak owe "Grubo ryby". Toż to dziś cudeńko. Najprawdziwsze z najprawdziwszych. Zręcznym majstrem był t
Źródło:
Materiał nadesłany
Trybuna Mazowiecka nr 51