JAK SIĘ ZDAJE, cena śmiechu - beztroskiego, acz nie bezmyślnego - podskoczyła ostatnio dość wyraźnie w teatralnych notowaniach. I nie trzeba było być nazbyt przenikliwym prorokiem, aby właśnie taką hossę przewidzieć. Czego może oczekiwać dziś widz zasiadający w teatralnym krześle, po całym dniu nielekkiego życia? Jeszcze niedawno szukałby głównie okazji do zastępczego odreagowania stresów: aluzji, parabol, prawd odważnych, tak długo zakazywanych. Ale dziś, w powodzi zaufania do nowych rządzących, teatr może się wreszcie poczuć zwolniony z funkcji kompensacyjnych. Czemu więc ma służyć? Ano, rozrywce przede wszystkim. Takie jest podstawowe zadanie sztuki scenicznej na całym świecie, dopiero na dalszych miejscach idą potrzeby bardziej sublimowane. Ale rozrywce nie najgłupszej - od tego są inne media (wideo) także u nas; rozrywce choćby odrobinę dystyngowanej. Na jakimś poziomie. Z klasą śmiechu bywało u nas i bywa różnie; dziedzinę t�
Tytuł oryginalny
Śmiech, czyli ulga
Źródło:
Materiał nadesłany
Polityka nr 15