W ciągu ostatniego roku już po raz drugi oglądam "Śluby panieńskie". Najpierw - wiosną ubiegłego roku - na scenie jeleniogórskiej w reżyserii Marii Kaniewskiej, a ostatnio - na zakończenie sezonu - w Legnickim Teatrze Dramatycznym w inscenizacji Ireny Górskiej - Damięckiej. Obie panie zrobiły zupełnie odmienne, ale przecież w pewien sposób także podobne spektakle. O jeleniogórskiej premierze pisałem wówczas: "Przyzwyczajono nas, że pani Dobrójska jest leciwą matroną, Radost zaś cokolwiek stetryczałym staruszkiem, do młodzieży natomiast - obok - dziewcząt - zaliczają się Gustaw i Albin. W jeleniogórskiej inscenizacji "Ślubów" było poniekąd odwrotnie. To prawda, że ani dziewczętom, ani Guciowi młodości nie ujęto, ale przydano jej innym. Pani Dobrójska (...) jest co prawda matka dorosłej Anieli, lecz zarazem kobietą urodziwą i pełną zalotnego wdzięku. Wyraźnie odmłodzony Radost usiłuje - z powodzeniem zresztą - snuć z nią romans, co w
Źródło:
Materiał nadesłany
Wiadomości, nr 27