"Ślub" w inscenizacji Jerzego Grzegorzewskiego jest próbą interpretacji "obiektywnej", w przeciwieństwie do inscenizacji poprzednich, zmierzających do historycznego konkretyzowania rzeczywistości scenicznej, a więc do świadomego wyłączania jakichś innych możliwości interpretacyjnych, zawartych w tekście utworu. Brzmi to właściwie niezachęcająco, bo zamiar taki wydawać się może nieco megalomański, może też stanowić wykładnik bezkrytycznej wiary w kokieteryjne a liczne wyznania i komentarze autora. Kiedy np. powiada: "...mojej wielkiej ambicji towarzyszyła jakaś chytrość, chytre domniemanie, że łatwiej napisać dzieło "wielkie" niż "dobre". A jednak ambitna ta i zuchwała próba interpretacji "totalnej" wydaje się z dotychczasowych najgłębsza i najbardziej adekwatna; Grzegorzewski wyczytał w "Ślubie" znacznie więcej niż inni. Nie próbował racjonalizować snu, nie szukał na scenie granicy między snem i jawą, swoistej logice sennego widziadła
Tytuł oryginalny
"Ślub" po raz trzeci
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr Nr 7