Jest to pierwsza premiera sztuki Gombrowicza na krakowskiej scenie Teatru im. Słowackiego. Tam, gdzie powstawały pierwsze inscenizacje "Wesela" i "Wyzwolenia" - pojawiła się oto sztuka, która była i bywa uważana za symbol awangardy literackiej i teatralnej.
Krystyna Skuszanka, reżyser krakowskiego przedstawienia "Ślubu", starała się odczytać ją w sposób przejrzysty, wyjaśniając widzom zawiłości trudnego tekstu, uprzystępniając ją każdemu, kto zechce to przedstawienie obejrzeć. A przy tym pozostała wierna wskazówkom i komentarzom autora. Trafnym, sądzę, pomysłem Skuszanki, zbliżającym "Ślub" do świata pojęć i odczuć widza, było wyprowadzenie sztuki z wielkiej tradycji naszej literatury romantycznej i ne-romantycznej, osadzenie jej w kontekście "Dziadów", "Kordiana" i,"Wesela". Powstało przedstawienie logiczne, zrozumiałe. Mówił Gombrowicz: "Ślub'' jest snem. Snem Henryka, żołnierza polskiego podczas ostatniej wojny, gdzieś we Francji, w wojsku francuskim, walczącego z Niemcami. W tym śnie dochodzą do głosu lęki Henryka o rodzinę, pozostawioną w Polsce, ale też niepokoje bardziej zasadnicze człowieka współczesnego na przełomie epok". Oglądamy sen tułacza, który wspomina kraj młodości