CZY warto pójść do Teatru Kameralnego na "Zatrute pióro" w reż. Krzysztofa Orzechowskiego? Z pewnością - tak. Należy zobaczyć sztukę Ronalda Harwooda, najlepszego brytyjskiego dramaturga i prezesa międzynarodowego PEN Clubu. Trzeba posłuchać świetnej muzyki skomponowanej dla tego spektaklu przez Andrzeja Zaryckiego i zobaczyć Annę Dymną, która na scenie nie pokazuje się niestety zbyt często. Tym razem w niewielkiej roli wiecznie pijanej Penaut, damy do towarzystwa londyńskich pedałów - stworzyła pełną temperamentu, doskonale zagraną postać. Każde pojawienie się Dymnej ożywiało spektakl tonący w metafizycznym mroku... i nudzie. Nie ożywiło jednak jej scenicznych partnerów - zupełnie nieokreślonego Mieczysława Grąbki, szepcącej coś w ukryciu Beaty Paluch czy wreszcie Tadeusza Huka, od którego majestatycznej postaci dokładnie odbijały się rozterki głównego bohatera. A przecież to właśnie Harwood, który te
Tytuł oryginalny
Ślepa miłość
Źródło:
Materiał nadesłany
Echo Krakowa nr 238