Jak to się mogło stać, że napisana 87 lat temu przez Witkacego sztuka (dotyczy to też co najmniej kilku innych) nie tylko się nie zestarzała, ale radykalnie zyskała na aktualności w naszych czasach. Jak to się stało, że Witkacy okazał się prorokiem? Co się stało z rzeczywistością naszego świata, bo nie tylko Polski, że koszmarne wizje neurotyków sprzed wielu dziesięcioleci stały się tak bliskie obrazowi naszej cywilizacji? - pyta Krzysztof Lubczyński z Trybuny, po obejrzeniu zakopiańskiego spektaklu "Dzień dobry państwu - Witkacy" wg "Bezimiennego dzieła".
Zobaczyć spektakl w mrocznej scenerii Teatru im. Stanisława Ignacego Witkiewicza w Zakopanem jest już samym w sobie ciekawym doznaniem natury estetycznej. Osnową czy raczej anegdotą "Bezimiennego dzieła" Witkacego wystawionego pod Giewontem z nadtytułem "Dzień dobry państwu - Witkacy" jest śledztwo w sprawie szpiegowsko-politycznej, mające na celu wykryć wywrotowców w kulturze i polityce. Analogie zawartości tej sztuki z naszą niedawną rzeczywistością polityczną są jednak zbyt jaskrawe i zbyt bezpośrednie, by akcentowanie ich nie było pójściem na łatwiznę. Kraina podejrzeń, intryg politycznych, stan podwyższonej gotowości, groteskowi zapaleńcy polityczni z dyktatorskimi zapędami - jakże łatwo to wszystko zdyskontować na poziomie anegdoty na bieżącą politykę, czy na poprzednią władzę, charakteryzując bohaterów na fizjonomię kręgu Kaczyńskich. Tylko po co iść po najmniejszej linii oporu, na łatwiznę? Znacznie ciekawsze jest zastanowienie