Festiwal dramaturgii w Zabrzu potwierdza, co jest bolączką naszych festiwali. Podziwiamy najlepsze polskie spektakle, ale nikt później nie zaprasza do nas ich reżyserów ani nie korzysta z ich doświadczeń. W rezultacie powstała u nas specyficzna publiczność festiwalowa. Śląska odmiana homo festivus, czyli człowieka festiwalowego, który może jedynie powzdychać z zazdrości, że inni (ci w Legnicy, Wałbrzychu, Łodzi, Toruniu) mają takie spektakle na co dzień - pisze Aleksandra Czapla-Oslislo w Gazecie Wyborczej -Katowice.
Na zakończonym w niedzielny wieczór VII Festiwalu Dramaturgii Współczesnej w Zabrzu werdykt jury był wyjątkowo zgodny. Dwie główne jurorskie nagrody odebrał Przemysław Wojcieszek: za reżyserię oraz w imieniu Przemysława Bluszcza za rolę Ryśka w "Osobistym Jezusie". Reżyser na scenie pojawiał się zresztą kilkakrotnie, m.in. z powodu głosów publiczności, która zdecydowała przyznać mu jeszcze grand prix za scenariusz. - Chciałbym tu wrócić i będę się starał - powiedział Wojcieszek, odbierając nagrody. Ale czy przypadkiem nie powinno być na odwrót? Czy to nie śląskie teatry powinny starać się pozyskać dla siebie jego scenariusze i reżyserski talent? - Wśród naszych festiwalowych grzechów największym jest ten, że nie potrafimy przełożyć płynących z nich korzyści na lokalny grunt - twierdzi Ryszard Klimczak, redaktor naczelny teatralnego wortalu "Dziennik Teatralny". Katowickie Interpretacje to przegląd twórczości młodych reżyser�