"Łysa śpiewaczka" w reż. Macieja Prusa w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Szymon Spichalski w serwisie Teatr dla Was.
Elektroniczny zegar na ścianie ,,wybija" kolejne godziny. Zamiast cyfr na tablicy pojawiają się słowa: ,,it is five o'clock", ,,it is half past hour", itd. Pośrodku sceny stoi prostokątny stół z czterema krzesłami w stylu empire. Dramat Ionesco zostaje osadzony w przestrzeni, jaką mogli zapewne oglądać pierwsi widzowie tej sztuki w drugiej połowie XX wieku. Maciej Prus zdaje się odnosić do tradycji, która ukształtowała powszechnie ustaloną percepcję ,,Łysej śpiewaczki". Z jednej strony to słowo gra tutaj pierwsze skrzypce. Gry słowne, zabawy znaczeniami i przysłowiami, były w swoim czasie absolutnym novum w teatrze. Cały teatr absurdu zasadzał się właściwie na takich grach formalnych. Nieprzypadkowo rozkwit tego rodzaju poetyki zbiegł się w czasie z oficjalnym pojawieniem się postmodernizmu jako osobnego prądu myślowego. Teatr absurdu wydał kilka arcydzieł, które innowacyjną jak na tamte czasy formę połączyły z zamaskowaną, egzystencjaln�