Dziennikarze jednej ze stacji dotarli do dziewczyn, które wyznały, że byty ofiarami Ryszarda A. Jeśli zarzuty sformułowane w reportażu się potwierdzą, "metody" te, sygnowane nazwiskiem A., będą mogły trafić do podręczników. Nie dla adeptów teatru, lecz prawa karnego - pisze Daria Bruszewska-Przytuła w Głosie Szczecińskim.
Kim jest A.? Od niedawana - kandydatem na dyrektora olsztyńskiego teatru. A na co dzień? Niezbyt znanym i chyba jeszcze mniej uznanym dyrektorem Teatru Akademickiego, który przez ćwierćwiecze działał pod patronatem Uniwersytetu Warszawskiego. Tworząc wokół siebie aurę mentora i człowieka z towarzystwa (wpada tutaj czasem Olgierd Łukaszewicz - mówi w reportażu), zdobywał zaufanie aktorek. Później miał seksistowsko komentować ich wygląd, wypytywać o życie seksualne, składać dwuznaczne propozycje i nakłaniać do bulwersujących ćwiczeń aktorskich, pod którymi nie podpisałby się żaden szanujący się reżyser. Jeśli zarzuty sformułowane w reportażu się potwierdzą, "metody" te, sygnowane nazwiskiem A., będą mogły trafić do podręczników. Nie dla adeptów teatru, lecz prawa karnego. Ręce, które można byłoby bezradnie rozłożyć, ze złości zaciskają się w pięści. Ale potem ściskam kciuki. Za te wszystkie dziewczyny, którym się wydaje, ż