Piwnica miała na nas ogromny wpływ, na to bycie wolnym ptakiem - mówi Adam Opatowicz, reżyser "Hotelu Snów", najnowszego spektaklu w repertuarze Teatru Polskiego.
W sobotę Teatr Polski zagrał premierę, która jest spektaklem-hołdem dedykowanym postaci Piotra Skrzyneckiego, założyciela legendarnej Piwnicy pod Baranami.
Ewa Podgajna: Za co pokochał pan Piwnicę pod Baranami? - Za wolnego ducha, za to, że myśleli o tym, żeby sztuka była pomysłem na życie, a nie na przeżycie. Żeby patrzeć na życie przez poezję, a nie pragmatyzm. Pana pierwszy kontakt z Piotrem Skrzyneckim? - Byłem po szkole teatralnej. Znalazłem tekst Wieśka Dymnego "Pieśń nad Pieśniami", wielkiego autora Piwnicy. Pokazałem Ryszardowi Majorowi i namawiałem, żeby wyreżyserował w Teatrze Współczesnym. Obiecałem, że na premierę przywiozę Piwnicę pod Baranami. Wybrałem się do Krakowa. Po sześciu godzinach krążenia po Rynku widzę, idzie Piotr Skrzynecki w kapeluszu. Zaprosiłem go do Szczecina. Poszliśmy do Piwnicy. Uniosłem się wtedy tą ich aurą i oparami alkoholu. Obiecał, że przyjedzie i ja z tą nadzieją wyjechałem. Zapomniał. Byłem załamany. Ale wtedy podszedł do telefonu Marek Pacuła i mi wytłumaczył, że Piotr jest nieobecny w rzeczywistości. Że jeśli chciałem, żeby prz