Recenzję spektaklu Grzegorza Brala można zamknąć w jednym zdaniu: oto tragedia Szekspira rozwija się przed nami niczym tkanina z Bayeux oglądana oczami Kurosawy i nucona przez korsykańskich górali
Poskładanie niezwykle intensywnego spektaklu z trzech pozornie rozbieżnych elementów: przetworzonych przez Szekspira rycerskich legend Albionu, religijnych pieśni surowych ludzi gór oraz kostiumów sugestywnie przywołujących drzeworytnicze postacie samurajów, udało się aktorom Teatru Pieśń Kozła nad podziw. Idzie przy tym nie tylko o przekonujące podanie tekstu, fantastyczną plastykę ruchu i niecodzienną fonię spektaklu, który okazał się materią zwartą, nasyconą barwą ceglanego refektarza i światłem świec, przesyconą polifonicznym, niemal nieustającym religijnym zaśpiewem, wirem kostiumów z surowych tkanin, świstem powietrza rozpędzonego przez ciała i rekwizyty. Rzecz w niezwykłości skupienia. W zbudowaniu przez Brala rytmicznej całości, wirującej i rozwibrowanej chorei, której konstrukcję wyznaczają muzyka, śpiew, ruch i wymówiona w języku oryginału opowieść o Makbecie, rycerzu, którego do władzy pchają pycha i szaleństwo żony ora