"Mironczarnie" w reż. Anny Chodakowskiej i Cezarego Kosińskiego na I Festiwalu Krakowskie Miniatury Teatralne. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.
Czwartek w zeszłym tygodniu, święto PRL-u, wieczór wczesny. Niby już tylko ostatki afrykańskiego skwaru, lecz jednak. Karki dalej mokre, więc na widowni, by uszu nie zalało słone i lepkie - zbiorowe wachlowanie słuchania. Anna Chodakowska i Cezary Kosiński czytali dzieła Mirona Białoszewskiego. Na głosy, przez godzinę bez kwadransa, siedząc za stołem, pod egidą drabiny rozkraczonej z boku. Dzieła? Ze słowem tym przyłazi obraz wytwornego literata, co w doskonałym garniturze, przy biurku z mahoniu, Parkerem o złotej stalówce tworzy w natchnieniu sonet klasyczny. Więc nie. A jeśli nie dzieła - to co? Wiersze? Proza? To też brzmi jakoś daleko. Może - przygody? Niech będzie. Czytali przygody słów zdumiewające. Kosiński - jaki był? Białoszewski rzekł: "Z daleka wyglądam ogólnie ogólnie." A w "Kwadracie mowy o sobie" dodał: "włos ma piękno/ mam przerwę we włosach/ jestem bez przerwy/ o włos a byłbym piękny." Kosiński - tak samo. Jego ły