- Współczesny podział na specjalizacje dyrygentury operowej i symfonicznej nie wnosi niczego dobrego w edukację dyrygentów, jest sztuczny. Dyrygenci, którzy nie mieli do czynienia z muzyką operową, dużo tracą. Praktyka operowa uczy znacznie lepszego współpracowania z solistą, oddychania z frazą i kształtowania muzyki - mówi dyrygent Łukasz Borowicz.
Współpracuje Pan z Filharmonią Poznańską już 12 lat. Nigdy nie żałował Pan, że związał się na tak długo z naszym miastem? - Mam nadzieję, że będzie mi dane jeszcze długo współpracować z Orkiestrą Filharmonii Poznańskiej. W Teatrze Wielkim - Operze Narodowej dyrygował Pan dotychczas ponad setką spektakli operowych i baletowych. Odczuwa Pan różnicę między dyrygenturą symfoniczną a operową? - Jestem niezmiernie szczęśliwy, że moje dwie asystentury, które odbyłem po ukończeniu studiów - w Filharmonii Narodowej u boku Antoniego Wita oraz w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej u boku Kazimierza Korda - pozwoliły mi poznać zarówno specyfikę pracy w orkiestrze filharmonicznej, jak i w teatrze operowym. Współczesny podział na specjalizacje dyrygentury operowej i symfonicznej nie wnosi niczego dobrego w edukację dyrygentów, jest sztuczny. Dyrygenci, którzy nie mieli do czynienia z muzyką operową, dużo tracą. Praktyka operowa uczy znaczn