EN

12.03.1996 Wersja do druku

Łomot i delikatność

Bohaterowie "Ocalonych" Edwarda Bonda nie są, mówiąc delikatnie, admiratorami zasady owijania w bawełnę. Poetyka eufemizmu jest im najzupełniej obca. Żyją od słowa do słowa, wegetują, żywiąc się monosylabami. Są o tyle tylko, o ile wrzeszczą. A co wiedzą? Bardzo wiele ciekawych rzeczy... Choćby, że nie mendzi się tylko wtedy, gdy człek weźmie cuksa do tyry. Gdy to nastąpi, wszyscy muszą pojąć, iż się pofarciło. Nie należy się zatem dołować i stwierdzać, że jest kijowo, albowiem jest akurat odwrotnie, znaczy się - w porzo oraz gites. Natomiast tragedia nastaje, gdy zatnie się rumpel. Wręcz ocipieć można! Ale spoko, spoko. Należy bezzwłocznie zastosować skubidu lub też jebudu, nie mówiąc już o laniu na głupów. Oczywiście - bez popeliny. Później nadchodzi czas czystej przyjemności, czas jarania swojaka, robienia w bambus, a także spokojnego bicia piany. Pod wieczór można ewentualnie położyć karakona do piachu, ale to już nie nasz

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Źródło:

Materiał nadesłany

"Dziennik Polski" nr 61

Autor:

Paweł Głowacki

Data:

12.03.1996

Realizacje repertuarowe