Zaskakująca jest lekkość wyboru postaci. Sięgamy po pstrokatość i blichtr, która gwarantuje szybki i tani absurd. Okraszamy go radiowym przebojami i sala śmiechu gotowa - o "Łódzkiej paradzie próżności" w reż. Tomasza Pietrasika w Teatrze Lalek Arlekin w Łodzi pisze Marta Olejniczak z Nowej Siły Krytycznej.
"Łódzka parada próżności", spektakl przygotowany przez Teatr Arlekin w Łodzi, swoim tytułem nawiązuje do parady równości, która przyjęła formułę manifestu przeciw homofobii. Zgodnie z rozporządzeniem ówczesnego prezydenta Warszawy, Lecha Kaczyńskiego, zakazano jej organizowania przez dwa lata. Czego w łódzkiej paradzie bać się powinniśmy? Zdaje się, że jej przemarszu zatrzymać się nie da żadnym zakazem. Staje się maszyną samonapędową. Przyglądamy się uważniej, gdy jej bohaterami stają się politycy, których twarze nie schodzą z pierwszych stron gazet, a i sejmowa trybuna staje się dla nich teatralną sceną, na którą bilet wstępu ufundowali podatnicy. I do tego role gwiazd telewizyjnych programów. Role życia. Kiedy ktoś wyda zakaz organizowania parad próżności, najlepiej dożywotni? Póki co, pozostają nam szopki satyryczne, w których polityczne faux pas ubrane zostają w piosenki - anegdoty i kabaretowe numery. W łódzkiej parad