Kiedy nie wiadomo, o co chodzi - chodzi o pieniądze. O tym, że w Łodzi coraz częściej chodzi właśnie tylko o pieniądze, przekonują nas poczynania polityków. Doszło do tego, że wiecznie słabo finansowane instytucje kultury stały się łakomym kąskiem, a posady w nich - lukratywnymi miejscami pracy - pisze Michał Lenarciński w Polsce Dzienniku Łódzkim.
Na kondycję finansową łódzkiej kultury spojrzeć można z dwóch stron. Na jednym biegunie lokują się instytucje słusznie odczuwające finansowy dyskomfort, na drugim są całkiem spore sumy, jakie samorządy: miejski i wojewódzki, przeznaczają na tę sferę życia. Konkluzja jest jedna: przy generalnej biedzie teatrów, domów kultury, muzeów czy bibliotek, kwoty przeznaczane na ich działalność są na tyle atrakcyjne, że warto sprawować nad nimi ścisłą kontrolę. Także polityczną. Bo może elektorat nie jest najliczniejszy, to jednak opiniotwórczy... Po remoncie władze się upomną Jeśli spojrzeć na dotację najbiedniejszego teatru w Łodzi, jakim jest Teatr "Pinokio", to wypada zastanowić się, z czego on żyje. Radni miejscy w tym roku przekazali mu zaledwie 2 miliony 94 tysiące zł. Tymczasem w całej "kulturalnej" puli na rok 2008 znajduje się sporo - ponad 170 milionów złotych. A planowane inwestycje przez sam tylko samorząd wojewódzki na najbli