To niezwykły festiwal. Ani jeden z punktów programu - w większości prezentowanych w kościołach - nie przywołuje imienia papieża Jana Pawła II. Mówi za to o niewygodnych tematach w ryzykownych formach, wykraczając poza obiegowe pojmowanie kultury chrześcijańskiej.
Zakończony wczoraj [20 listopada] festiwal ma przeszło 10 tys. stałych widzów. Oglądają go uczniowie i studenci, przyszli aktorzy, kulturoznawcy, poloniści, ale także studenci kierunków technicznych. Zabierają swoich rodziców i dziadków. To rzadka okazja, by zobaczyć w Łodzi głośne wydarzenia - i to za darmo. Festiwal zapoczątkowały łódzkie Dni Kultury Chrześcijańskiej. W latach 90. organizowano je w wielu miastach Polski, ale tylko w Łodzi trwają i nabierają rozpędu. Dziewiąta edycja trwała dwa tygodnie. Na czym polega fenomen Festiwalu Kultury Chrześcijańskiej? Nie jest to święto kultury bogoojczyźnianej ani nawet katolickiej. Owszem, unikatowa kolekcja XVIII-wiecznych miedziorytów z Urbino prezentuje sceny z Ewangelii. Ale już Wojciech Waglewski, lider grającego na Festiwalu Voo Voo, przyznaje, że z wiarą ma kłopot. - Choć słowo "Bóg" rzadko pojawia się w moich tekstach, to wielu księży postrzega je jako poszukujące Boga - mówi�