"Carmen" Georgesa Bizeta w reż. Laco Adamik to najnowsza premiera Teatru Wielkiego. To już szósta inscenizacja opery na tej scenie.
"Carmen" ma pecha. Chociaż dziś jest arcypopularna (kto nie potrafi zanucić arii torreadora?), to na premierze dzieło Georgesa Bizeta zlekceważono. Dziś szykanują je przeciwnicy palenia. I fachowcy od marketingu, którzy zastępują słowa reklamami środków czystości. Teatr Wielki sięgnął po "Carmen" Georgesa Bizeta - czyli operę, którą trudno wystawiać w Szkocji. Dlaczego? Bo akcja "Carmen" zaczyna się w sewilskiej fabryce cygar. A od kwietnia w Szkocji obowiązuje bezwzględny zakaz palenia w miejscach publicznych, więc także na scenach operowych. Aktorzy naraziliby się na grzywnę 50 funtów, a właściciel teatru mógłby zapłacić aż 1000 funtów i stracić licencję. Krucjata przeciwników błękitnego dymu dotarła też do San Francisco: tam wystawiono operę w wersji "niepalącej". Zrewoltowane pracownice fabryki cygar co prawda potrząsały cygarami, ale nie zapalonymi. Recenzenci kpili, że inscenizacji zabrakło ognia. Oczywiście, palenie w operze