Posiadanie silnej marki to nieomal gwarancja sukcesu. W Łodzi trudno dziś dostrzec, by instytucje w sposób spektakularny zabiegały o krajową renomę, nie mówiąc o światowej - pisze Michał Lenarciński.
W takim samym stopniu siła marki decyduje o postrzeganiu instytucji, której "produktem" jest kultura. Innymi słowy, stare porzekadło jak cię widzą, tak cię piszą" zyskało nową formę (i naturalnie twórczo rozwiniętą bazę teoretyczną), ale w Polsce - w kontekście kultury - postrzegane jest stosunkowo od niedawna. I trudno oprzeć się wrażeniu, że niespecjalnie chętnie, nie zawsze świadomie. Najbardziej znana łódzka instytucja kultury - Muzeum Sztuki - ugrzęzła w prowincjonalnym sosie. Skrzydła niewątpliwie podcina od lat ubogi budżet, który nie pozwala na organizowanie imprez o szerokim zasięgu i dużej popularności. Łodzianie mogą być jedynie wdzięczni, że pracownicy muzeum wykonują pracę u podstaw. Starają się popularyzować sztukę, urządzają wykłady, skromne ekspozycje. Nijak jednak ma się to do działalności, jaką uprawią warszawska Zachęta, Muzeum Narodowe czy Zamek Królewski. Trudno też winić promocję muzeum: nawet gdyby chciano