Mariusz Pilawski powiedział szczerze: mogłem zrobić sobie benefis, to zrobiłem, bo nikt by mi nie zrobił. W Teatrze Małym w Manufakturze, którego jest założycielem, dyrektorem i jednym z aktorów, na 30-lecie pracy artystycznej zagrał XX-a w "Emigrantach".
W piątkowy jubileuszowy wieczór trema była wyjątkowa, ale tekst, zgrabnie przy-krojony przez reżysera Krzysztofa Rościszewskiego, niósł XX-a, prostolinijnego robotnika, w pluszowym psie chowającego każdy zarobiony pieniądz. Na emigracji przyszło mu zamieszkać w obskurnej kotłowni z inteligentem AA, dla którego nie liczy się zarabianie i niewolnicze poddanie robocie. W tej roli Marek Kasprzyk - refleksyjny, jak trzeba lekko cyniczny i noszący w sobie głęboką ranę samotności. Konfrontacja postaw, szermierka słowna, mrożkowskie punktowanie tego, co zaświadcza o ludzkiej naturze, pozwoliło utwierdzić się w przekonaniu, że "Emigranci", sztuka napisana 40 lat temu, w innej konfiguracji politycznej i społecznej, niosą wciąż głębokie prawdy. Wyważając proporcje między groteską, dramatem i komedią obaj aktorzy przekonująco odsłaniali losy swoich bohaterów. Udany wieczór i wart uwagi start w kolejne zawodowe "lecia".