Reymontowi by się chyba podobało. Usiadłby sobie pewnie z boku (może na swoim kuferku) i z uśmiechem popatrzył. A to na rozśpiewanych młodych ludzi, a to na dorosłych ludzi poprzebieranych w stroje z jego epoki, a to na chłopów, chłopki i dyrygującego wszystkim niezmordowanego gościa w meloniku, który po raz jedenasty zorganizował Ogólnopolską Imprezę Artystyczną "Dzień Reymonta".
Owym człowiekiem w meloniku jest Marcel Szytenchelm [na zdjęciu], dyrektor artystyczny łódzkiego Studia Teatralnego "Słup" i pomysłodawca reymontowskiej imprezy. Uparcie realizujący swoją ideę nie tylko upamiętnienia pisarza związanego z naszym regionem, ale przede wszystkim przypominania jego dorobku poprzez zabawę i integrację w biesiadnej formule. Podobnie było i tym razem. Najpierw w sobotnie południe zaanektowano okolice pomnika Kufer Reymonta przy ul. Piotrkowskiej w Łodzi. Tańce, happeningi, występy folklorystyczne, recytacje zatrzymywały wielu łodzian, którzy z wyraźnym zainteresowaniem przyglądali się temu, co się dzieje. Gdy już ludzi było mało, pojawiły się konie i drewniany wóz, który poprowadził rozradowany orszak - w towarzystwie oberków, kujawiaków i hołubców - na dworzec Łódź Fabryczna. Z dworca do świata Władysława Reymonta powiózł gości pociąg retro - składał się z parowozu i muzealnych wagonów osobowych z lat