Krzysztofa Wakulińskiego pierwszy raz zauważyłem na scenie, gdy przed kilkunastu laty Adam Hanuszkiewicz inscenizował "Dziady" w Teatrze Małym. Wakuliński grał wówczas Frejenda, poczciwego z gruntu, autoironicznego opowiadacza, grupowego śmieszka. Wątpię, czy ktoś kiedyś prześcignie Wakulińskiego w tej roli. Wakuliński: aktor wysoki, o pociągłej, przystojnej, nieco charakterystycznej twarzy znakomicie poruszał się i bezbłędnie artykułował. Był - mówiąc sceniczną gwarą - "gotowy". Miał nawet więcej, gdyż natura czy bogowie obdarzyli go swoistym, lekko ironizującym tonem, którego posiadanie może pomóc aktorowi w osiągnięciu zupełnie niepowtarzalnego stylu. Stylu, który mógłby zaowocować z czasem gronem naśladowców i sprawić, że rozpowszechni się na naszych scenach zjawisko godne określenia mianem wakulińszczyzny. Minęły jednak lata. Wakulińskiego zauważyło wielu. Gra, jak najsłuszniej, główne role w Teatrze Współczesn
Tytuł oryginalny
Łatwość Don Juana
Źródło:
Materiał nadesłany
Tygodnik Solidarność nr 27