Zderzenie ładnej dekoracji z brutalną przecież historią o miłości i śmierci na długo zapada pod powieki - o "Don Juan wraca z wojny" w reż. Gadi Rolla w Teatrze polskim we Wrocławiu pisze Justyna Pobiedzińska z Nowej Siły Krytycznej.
Fabuła jest prosta: Don Juan wraca z wojny. Na froncie dokonała się w nim wielka wewnętrzna przemiana - nie jest już Don Juanem. Skruszony wędruje do narzeczonej, którą porzucił wcześniej bezczelnie przed ołtarzem. Ale powrót nie jest prosty. Don Juan musi przejść przez ramiona (a zapewne nie tylko ramiona) wielu kobiet. O czym jest spektakl? O miłości, kobiecości i męskości, inflacji uczuć i dewaloryzacji uczciwości. Po wojnie mężczyzna jest towarem deficytowym, więc Don Juan może mieć kobiety wszystkie bez wyjątku: powściągliwe wdowy, ich rozhisteryzowane córki, bogate panie z towarzystwa, skromne dentystki, biseksualne projektantki, młodociane prostytutki, naiwne rewolucjonistki i spragnione wrażeń mężatki. W ramionach żadnej nie znajduje ukojenia. Mityczna porzucona narzeczona, do której wędruje przez bagna, łóżka różnych kobiet, skute lodem rzeki i zimowe lasy ma być ostateczną przystanią, bezpiecznym portem. Jednak... Wystarczy.